Wino "Skawa"

Jezus, Maria i wszyscy Święci. Piłem to jakieś 23 lata temu w Zwardoniu. Do dziś pamiętam ten smak i kaca. Byliśmy na obozie i mieszkaliśmy w schronisku. To były czasy gdy alkohol sprzedawano od 13, ale miła pani w spożywczym podawała nam wina od zaplecza, jak zapukaliśmy w drzwi.
Skawe tknąłem w pierwszy dzień pobytu i nie ruszyłem jej dopóki były pieniądze na coś innego. W tamtych czasach do Polski hektolitry kapslowanej wody przywozili Ruscy i takie "wycieczki" nocowały u miejscowych na kwaterach. Woleliśmy pic Stoliczną niewiadomego pochodzenia niż Skawę. Ale jak się w trzecim tygodniu skończyły pieniądze, to się przeprosiliśmy z tym napojem. Ale patent był taki, żeby go w kubku podgrzać grzałką (tez ruska, turystyczna) i dosłodzić do smaku.
Skawa dawała takiego wkręta, że kumpel głową rozbijał plastikowe dolnopółki i po parapetach chodziliśmy w nocy na najwyższym piętrze. Po tym napoju usnąłem w stogu siana i o mało co, a by Policję wzywali, bo mnie nikt nie mógł znaleźć.
Do końca moich dni ja zapamiętam. Za smak daje -1/10, za doznania po spożyciu 20/10.