No cóż... wstyd się przyznać... ale piłem
Jakiś powiedzmy - dziadek (choć raczej wypadałoby go nazwać koneserem) po wypiciu kilku butelek tego trunku, (tak! tak! profesjonalista!) jadąc rowerem i łapiąc wiatr we włosy stwierdził, że jest senny i musi się położyć... jak pomyślał tak też zrobił... natychmiast w lewo zwrot, bach! klap! sru! i leży sobie na prawym boczku w suchym przydrożnym rowie na zieleniutkiej trawce... a, że lato było ciepłe to można było sobie pospać zwłaszcza w tak "błogosławionym" stanie...
Wszystko byłoby piękne, błogie i cudowne gdyby nie niechciani goście... tudzież ze skruchą przyznaję, iż byłem to ja z moimi "pomagierami". Widząc leżącego MacSkładacza firmy "Wigry 3" i butelkę turlającą się w naszą stronę zarządziłem zwiad. Po "zwiedzeniu" pobliskiego rowu okazało się, że są jeszcze trzy, nierozpieczętowane butelki tego "startera". Nazwaliśmy go tak ze względu na napis na etykiecie. Pamiętam to jak dziś... "
W pół godziny na orbicie". Tudzież z tego miejsca przepraszam owego "Pana konesera" za krzywdę, którą wraz z kolegami mu wyrządziliśmy. Oj, jak on musiał kląć po przebudzeniu... No chyba, że nic nie pamiętał, co często mu się najwyraźniej zdarzało ;p
W każdym razie chwilę po przejęciu cennej ambrozji udaliśmy się w pobliski bezpieczny punkt strategiczny w celu obadania znaleziska (czytaj: wleźliśmy w pobliskie krzaki najdalej jak się da, żeby rozmontować korek od Jabcoka).
Trzech chłopa i trzy butelki... średnia wieku "wina" - trudna do określenia... średnia wieku owych "chłopów" - 15 lat na ówczesne czasy...
Nie ma co - wyzwanie!
Długo się nie namyślając, patrząc po przerażonych twarzach kolegów rzekłem:
"No to chlup!" i po wciągnięciu 3-4 łyków wykrzywiłem ryj tak mocno jak tylko mogłem...
Kamraci postąpili podobnie i dochodząc tak do połowy butelki, kiedy upojenie tym trunkiem wprowadza nas powoli na orbitę, poczuliśmy... SMAK!!! Nie... nie jakiś tam spirytus jak przy pierwszych łykach... smak... no ananasy to nie były, ale jednak... kwaśne - fakt, śmierdzi, ale to nie jest do wąchania... Mimo naszego odkrycia, nie potrafiliśmy jednak zrozumieć co odnajdują w owym smaku liczni koneserzy z pod miejscowego sklepu "U ELI"... W każdym razie owy smak kojarzy mi się od tamtego wieczoru (a później nocy i poranka) z niezbyt przyjemnymi rzeczami... w każdym razie tańczyć po tym się nie da... Jak napisał producent... w pół godziny... i naprawdę czułem się jak satelita... fruwałem wokół własnej osi, osi ziemi i razem z ziemią wokół słońca... a wszystko za sprawą owego mędrca na rowerze...
Oceniając wątpliwe zalety tego produktu w stosunku do ceny (którą normalnie musiałbym zapłacić w sklepie) i wrażeń oceniam na 3. (+2 za niezapomniane emocje, reszta była niezbyt wyrafinowana

).